Serra de Tramuntana - 3
Zbiornik retencyjny Cúber - wypełniony jeszcze tylko w 40%
W drodze do Portu Sóller
Schronisko Tossals Verds
Deiá
Szlak śnieżników
Drzewa oliwkowe
Deiá
Port de Sóller
Odrestaurowana studnia śnieżna
Zupełnie nie na miejscu: znaki drogowe przy górskiej ścieżce, a na nich naklejki z reklamami agencji trekkingowych, np.: czeskiej: „Nie musi być pozytywnie, byle było intensywnie” i polskiej: „Zostaw wszystko i chodź w góry!”
Majorka:)
Matka Boska z Lluc
Tańcząca z wiatrem
W drodze do Tossals Verds
Sóller
W drodze do Tossals Verds
Sóller
Wiatr
Poszukajcie ścieżki!
Środa, 2 listopada
Deiá - Port de Sóller - Sóller
+360/-520m, 11 km, 4 godziny
Deiá jest urocza i bardzo ekskluzywna. Góry, bliskość morza, błękitne niebo, palmy i cyprysy od wielu lat przyciągają światową śmietankę towarzyską. Na liście gości figurują Peter Ustinov, Pierce Brosnan, Eric Clapton i Sting. Dom miał tu też Robert Graves („Ja, Klaudiusz”), spoczywa na lokalnym cmentarzu.
Przekłada się to na ceny nieruchomości, liczbę drogich hoteli i ceny w restauracjach. Wczoraj na przykład minęłam jedną, gdzie przystawki szły od 30 euro w górę. Oczywiście można tu też znaleźć lokale w bardziej przystępnych kategoriach cenowych, ale stanowią one absolutną mniejszość.
Czuję w ciele wczorajszy dzień. Zwłaszcza kolana protestują. Dziś więc realizuję program w wersji light: idę tylko do nadmorskiego Portu de Sóller. Szlak biegnie przez schodzące ku morzu, zielone doliny, wzdłuż gajów oliwnych i owocowych sadów, gdzie dojrzewają pomarańcze, cytryny, pigwy i owoce granatu. Pnie starych drzew oliwkowych mają niesamowite formy!
W Port de Sóller jest plaża, piaszczysta! Szukam więc ochłody w turkusowej wodzie, która jest tak słona, że utrzymanie się na powierzchni nawet mnie nie sprawia kłopotu. Z portu do położonego kilka kilometrów dalej w głąb lądu miasteczka kursuje 100-letni tramwaj. Wsiadam! Niech kolana odpoczną!
Czwartek, 3 listopada
Sóller - Coll de Llis - Rifugio de Tossals Verds
+1350/-400m, 15km, 7 godzin
Nocuję w maleńkim pensjonacie. Mogłabym tu zostać dłużej, gospodyni jest bardzo miła, a i miasteczko ma wiele do zaoferowania. W dodatku na następne dni zapowiadany jest silny i zimny wiatr, a szlak wiedzie właśnie w najwyższe partie gór. Ale cóż zrobić? Studiuję tylko mapę, szukając alternatywnych przejść.
Dziś pogoda jest jeszcze sprzyjająca, choć im wyżej, tym silniejsze są podmuchy wiatru, który pędzi przed sobą ciemne chmury. Od jeziora Cúber do schroniska można dojść obchodząc szczyt Tossals Verds od południa (przez przełęcz Llis) lub od północy. Szlakiem północnym będę szła jutro, dziś więc wspinam się na przełęcz de sa Coma des Ases, a potem na Llis, chwytając się mocno zardzewiałych łańcuchów. Widoki są za to przepiękne i całkiem groźne, jak na słoneczną, śródziemnomorską wyspę.
W schronisku schodzi się większość osób, z którymi mijałam się na szlaku: Rosi i Bianka (matka z córką) z Allgäu, Franck i Carola z Turyngii, Ivonne z Górnej Bawarii … tak, znakomita większość wędrujących GR221 to Niemcy, choć spotkałam też Francuzów, Czechów i Omańczyka.
Kolacja odbywa się więc po niemiecku.
Rosi ma 70 lat. Kondycję i figurę, że tylko pomarzyć! Zna się dobrze z eurodeputowaną z okolic Oberstdorfu, Ulryką Müller, bardzo aktywną w „naszej” Komisji Rolnictwa. Rozmowa więc szybko schodzi na europejskie tematy, przy czym Rosi bardzo jest zainteresowana pracą tłumaczy. Kiedyś była, z zaproszenia Ulryki, w parlamencie w Strasburgu i widziała kabiny. Zadaje bardzo trafne pytania.
Piątek, 4 listopada
Refugi de Tossals Verds - Santuari de Lluc
+870/-850m, 16 km, 6 godzin marszu
W nocy przechodzi gwałtowna burza. Wieje zimny mistral (wiatr z północnego zachodu). Jego prędkość w górach ma osiągać 80 km/h, co sprawi, że temperatura odczuwalna spadnie do -7 stopni.
Prognozy, niestety, się sprawdzają. Muszę zrezygnować z wyjścia na Puig de Masanella, drugi szczyt Majorki (na pierwszy wyjść nie można, bo jest to teren wojskowy) i skupić się na bezpiecznym przejściu przez położoną niecałe 150 metrów poniżej Masanelli przełęcz des Prat (Coll des Prat, 1200m). Od przełęczy szlak biegnie prastarą drogą „śnieżników” - bo jak inaczej nazwać ludzi, którzy na północnych stokach Tramuntany przez całą zimę gromadzili śnieg, by potem, przez długie miesiące, znosić go w koszach na plecach nocą (by nie topił się w słońcu) w doliny, gdzie służył za lodówkę? Śnieg, ubijany szerokimi dechami, leżał w studniach śniegowych: okrągłych, wykładanych kamieniami dołach o średnicy kilku, a głębokości kilkunastu metrów.
Mijam kilka takich studni, czyżbym akurat przy dzisiejszej pogodzie znalazła się w dodatku w najzimniejszym miejscu Majorki?
Zawsze noszę w plecaku ciepłe rzeczy, więc marznąć - nie marznę, ale taki wiatr osłabia, by nie powiedzieć - mąci w głowie. Jakże się człowiek cieszy, że doszedł do celu!
A celem jest położone w głębokiej, zielonej dolinie Lluc (od łacińskiego lucus: święty las) sanktuarium maryjne, założone w XIII wieku przez Templariuszy. W bazylice stoi piękna, średniowieczna figurka Maryi z Dzieciątkiem, wykonana z piaskowca. W okazałych budynkach klasztornych znajduje się hotel i szkoła muzyczna z internatem. Szkolny chór, zwany Błękitkami (Blauets, od koloru komży), codziennie o 13-tej śpiewa w bazylice pieśni ku czci Matki Boskiej z Lluc, patronki wyspy. Występy te przyciągają rzesze turystów. Chór najbardziej jednak znany jest z wykonywania w wigilię Bożego Narodzenia chorału gregoriańskiego pod tytułem Pieśń Sybilli (El Cant de la Sybilla).
Jego tekst zawiera przepowiednię Apokalipsy, a śpiewany był w kościołach Półwyspu Iberyjskiego (zwłaszcza Katalonii), Balearów i Sardynii od XIII-go wieku.
W 1563 roku Sobór Trydencki (ten od Indeksu ksiąg zakazanych) zabronił wykonywania pieśni.
Na Majorce jednak już w roku 1575 do tradycji powrócono, a dziś majorkańska odmiana Pieśni Sybilli figuruje na liście niematerialnego, światowego dziedzictwa UNESCO.
Posłuchajcie jej klasycznej i współczesnej wersji, podczas gdy ja w klasztornym pokoju słuchać będę wycia wiatru …




















Comments
Post a Comment